W ciągu ostatnich lat obserwuję ciekawą tendencję. Coraz głośniej mówi się
o relaksie i rozluźnieniu, a coraz więcej ludzi narzeka na nadmiar napięć.
Dlaczego?
Bo choć przyjemnie jest być rozluźnionym, to podświadomie znacznie częściej
wybieramy spięcie. Stan napięcia daje poczucie działania, starania się. Rozluźnienie
to bierność, wrażliwość i ... otwarcie na zranienie. Wydaje się, że kiedy jestem
spięta, kontroluję sytuację, a rozluźniona mogę coś przeoczyć, czegoś nie
dopilnować...
Z doświadczenia jednak wiemy, że nie jest to prawda. W stresie i związanym z nim
napięciu spłycamy oddech, a więc mózg staje się słabiej dotleniony. Trudniej o
koncepcyjne myślenie, ale i o dobrze skoordynowane i precyzyjne ruchy. Kiedy
jesteśmy rozluźnieni, łatwiej o swobodne prowadzenie myśli, a więc i nowe ciekawe
pomysły. Lepiej ukrwione mięśnie i naoliwione stawy powodują, że ciało posłuszniej
realizuje nasze intencje. Skąd ten paradoks?
TECHNIKA ALEXANDRA
Frederick Matthias Alexander (1869-1955) twórca metody od jego nazwiska
nazwanej Techniką Alexandra, wiązał to ze zjawiskiem, które nazwał „błędną
interpretacją odczuć” (ang. faulty sensory appreciation). Zauważył, że nasze
odczucia i przekonania dotyczące tego, co robimy, jak wyglądamy i jak jesteśmy
postrzegani, często odbiegają od rzeczywistości.
Wydaje mi się, że siedzę wygodnie i normalnie, a w odbiciu szyby balkonowej widzę
siebie skuloną i zgarbioną. Mam całkiem dobry nastrój, a ktoś pyta czemu jestem
smutna. Alexander tłumaczył to faktem, że stan, do którego się przyzwyczaimy,
nawet jeśli niekorzystny, z czasem wydaje się normalny i prawidłowy. Jeżeli przez
kilka lat siedzenia w szkolnej ławce nauczyłam się siedzieć z pochyloną głową, teraz
pozycja ta wydaje się wygodna i „normalna”, bo znana i na swój sposób
„bezpieczna”.
Podobnie, jeśli przez kilka ostatnich miesięcy wciąż byłam zaabsorbowana stojącymi
przede mną wyzwaniami, nie miałam czasu na odpoczynek i przyjemności, zapisało
się to w moim obecnym wyrazie twarzy. Dlatego dla kogoś, kto pamięta mnie
radosną i beztroską, teraz mogę się wydawać smutna.
I jeszcze inny przykład.
Ula w dzieciństwie, udawała starszą niż jest, prostując się,
unosząc do góry klatkę piersiową i głowę. Stało się to jej strategią radzenia sobie
w nowych, trudnych sytuacjach. Z czasem przyjmowana przy tym postawa stała się
po prostu częścią jej osobowości. Teraz, już jako dorosła, obejmując kierownicze
stanowisko, choć stara się być miła i życzliwie nastawiona do swoich podwładnych,
ze zdziwieniem dowiaduje się, że robi wrażenie nieprzystępnej. Nie zdaje sobie
sprawy, że jej zwykła, lekko wyniosła postawa w połączeniu z chęcią bycia
postrzeganą jako pewna siebie i efektywna, dystansuje ją od ludzi. Podczas lekcji
Techniki Alexandra zachęcona do rozluźnienia klatki piersiowej i puszczenia
nadmiernego napięcia szyi, jest przekonana, że w ten sposób stoi przygarbiona
i bezradna. Dopiero spoglądając do lustra i na zrobione na bieżąco zdjęcie,
przekonuje się, jak dalece jej odczucia mijają się z prawdą.
Każdy z nas ma swoje doświadczenia i konotacje związane z poczuciem
efektywności i sprawczości. Przy czym dotyczy to całości naszej psychofizycznej
postawy. Jeśli nauczyliśmy się „sprężać”, aby zrobić coś szybko i dobrze, nie
zrezygnujemy z tego, kiedy zależy nam na nowej pracy. Dodatkowe napięcie, które
od lat towarzyszy wszystkim naszym większym wyzwaniom, wydaje się
nieodzownym aspektem dobrego działania. Nie pamiętamy już, a może w ogóle nie
znamy, możliwości wykonania niektórych zadań czy czynności bez wkładania weń
nadmiernego wysiłku. Aby się przekonać, że jest to możliwe, najprościej byłoby tego
po prostu doświadczyć. Ale wymagałoby to czasu i otwartości na możliwość porażki.
Niestety nie sprzyja temu nasza wewnętrzna potrzeba szybkiego naprawiania tego,
co uważamy za nieprawidłowe. Wszyscy mamy bowiem tendencję do przechodzenia
z jednej skrajności w drugą. Garbienie się poprawiamy nadmiernym prostowaniem
prowadzącym do usztywnienia, odciążamy jedno ramię poprzez obciążanie drugiego,
przechylamy głowę w prawo, aby nie opadała w lewo.
Podobnie więc, kiedy stwierdzamy, że jesteśmy zanadto spięci, staramy się
rozluźnić. Przy czym nie polega to na zwykłym rozluźnieniu nadmiernie spiętych
mięśni, lecz na zwieszeniu całej postawy w dół i swojego rodzaju „oklapnięciu”. W
rezultacie, czując przyjemne wprawdzie „zwolnienie z pracy” większości mięśni,
stwierdzamy, że w tym stanie, nie możemy zrobić prostego ruchu. Aby więc wrócić
do życia, należy z powrotem „wziąć się w garść” i po swojemu spiąć.
F.M. Alexander zauważył tę tendencję chcąc zapobiec swoim niekorzystnym
nawykom utrudniającym emisję głosu. Doszedł wtedy do wniosku, że najlepszym
punktem wyjścia do przywrócenia mięśniom ich odpowiedniej elastyczności
i sprężystości, jest specyficzne „zatrzymanie się”, aby zauważyć, co robimy
niepotrzebnie lub nadmiernie, a następnie niepoprawianie tego, by zrezygnować
jedynie z tych reakcji, które uznamy za nieodpowiednie.
W obecnych czasach, kiedy jesteśmy zalewani nadmiarem bodźców, umiejętność
NIEREAGOWANIA na niektóre z nich, choć kluczowa, okazuje się szczególnie
trudna. Kiedy prowadzę warsztaty z Techniki Alexandra, turlam piłeczkę w stronę
jednego z siedzących w kręgu uczestników z prośbą, aby nikt z nas nie reagował,
dopóki piłeczka się nie zatrzyma. Oczywiście najczęściej, mimo pozornego spokoju
można zobaczyć czyjeś szykujące się do ruchu ręce, wysuwającą się do przodu
głowę czy tułów. Osoby, którym udaje się nie poruszyć, często zauważają napięcie
lub usztywnienie różnych partii ciała, wstrzymanie oddechu.
To, dlatego, że zwykle, aby czegoś nie robić, stosujemy ruch przeciwstawny.
Usiłujemy rozruszać nadmiernie spięte miejsce mobilizując do działania (a więc
również spinając) mięśnie antagonistyczne w stosunku do tych, za bardzo
przykurczonych. Wprawdzie przynosi to chwilową ulgę, ale w rezultacie prowadzi do
ogólnego narastania napięcia.
Alexander odkrył, że zbawienna jest wtedy krótka myśl NIE. NIE, za którym nie kryją
się żadne podteksty. Trochę, jak włączenie i wyłączenie przycisku; TAK – włączam,
NIE – wyłączam. Można powiedzieć, że jest to decyzja skierowana do mózgu,
intencja „nie chcę reagować na ten bodziec”. Wprawdzie, zanim przekaz ten dotrze
do mięśni mija trochę czasu, ale jest to najskuteczniejszy sposób na ich uspokojenie.
W uproszczeniu można to wytłumaczyć faktem, że impulsy z mózgu działają tylko
w jedną stronę - aktywizując działanie danych mięśni. Nie mamy możliwości wysłania
przeciwnego impulsu, powodującego rozluźnienie działającego mięśnia. Możemy
tylko przestać go aktywizować. Inaczej mówiąc, mięsień może zacząć się rozluźniać,
dopiero kiedy przestanie być mobilizowany. Niestety zalewani nadmiarem bodźców,
pod wpływem wielu różnych intencji, wysyłamy jednocześnie kilka, czasem nawet
sprzecznych impulsów, które mobilizując więcej mięśni jednocześnie, uniemożliwiają
ich skoordynowaną pracę skurczowo- rozkurczową.
Nie możemy więc oczekiwać, że mięśnie od lat nadmiernie angażowane w utarte
schematy ruchowe, działające w dużym stopniu automatycznie, zareagują
pozytywnie na naszą nagłą chęć niespinania ich. Najlepsze, co możemy zrobić,
to odgórnie „wyłączyć światło”, wysyłając informację do mózgu „nie zamierzam/nie chcę
reagować”.
Właśnie tak pracujemy na zajęciach z Techniki Alexandra.
Pozwalamy, aby nauczyciel wykonał za nas dany ruch, np. podniósł rękę, zauważając, jak dalece świadomość antycypowanego, ruchu mobilizuje zwykle aktywne w takim przypadku
mięśnie. Myśl NIE jest wtedy niezbędna, aby ruch pozostał z naszej strony bierny.
W podobny sposób prowadzony przez nauczyciela uczeń doświadcza możliwości
wykonywania rozmaitych ruchów, angażując w nie minimum potrzebnego wysiłku,
ze zdziwieniem stwierdzając lekkość i swobodę stania czy poruszania się, kiedy
wykorzystujemy tylko te partie ciała, które są do tego niezbędne.
Jest to przydatne zarówno w sytuacjach, kiedy ból związany z nawykowym
nadwerężaniem różnych partii ciała utrudnia wykonywanie codziennych czynności,
jak siedzenie przy komputerze, prowadzenie samochodu czy unoszenie do góry ręki.
Ale również, kiedy lepsza efektywność pracy mięśni prowadzi do większej swobody
w emisji głosu, w koordynowaniu prowadzonej konferencji, czy w uprawianej
dyscyplinie sportu. Może się też przydać, jak w przypadku opisywanego przykładu,
Uli, do doświadczania i weryfikowania skuteczności przyjmowanej postawy zarówno
pod kątem wygody, jak i przekazu, jaki ze sobą niesie.
Podczas zajęć z Techniki Alexandra doświadczamy najpierw stosunkowo drobnych
rozbieżności pomiędzy tym, co czujemy, a tym, jak to naprawdę jest. Siadamy
na krzesło, przekonani, że robimy to bez żadnych niepotrzebnych napięć, po czym
w lustrze widzimy, jak bardzo przy tym spinamy szyję, odchylamy do tyłu głowę
i unosimy do góry krzyż. Wydaje się, że jesteśmy w miarę swobodni, po chwili
z pomocą nauczyciela doświadczamy, jak dalece kierując myśli w stronę różnych partii
ciała, możemy je dodatkowo rozluźnić czy rozprzestrzenić. Ze zdziwieniem
zauważamy przestrzeń w ciele przekraczającą nasze wcześniejsze doznania.
Kolejne lekcje polegają na wykorzystywaniu podstawowych zasad Techniki
Alexandra do różnych prostych i bardziej skomplikowanych ruchów i czynności.
Odpowiednio prowadzeni przez nauczyciela doświadczamy w jaki sposób
świadomość i odpowiednie tzw. kierunki mentalne pomagają zachować swobodną
postawę, sprężystość i ruchomość stawów w trakcie wykonywania danej czynności.
Proces ten tylko w początkowej fazie uczenia się bywa nieznacznie wydłużony.
Z czasem zabiera tyle samo, a nawet i mniej czasu, niż przeciętnie wykonywany dany
ruch. Nie chodzi bowiem o fizyczne zatrzymywanie się, aby pomyśleć. Uczymy się
jedynie pozostawania z pewną dozą uważności w trakcie wykonywania danego
ruchu.
Efektem tej pracy jest zarówno tworzenie nowych, korzystniejszych nawyków
związanych z realizowaniem konkretnych zadań, ale i nawyk pozostawania z większą
dozą świadomości w codziennym życiu. Dzięki temu z czasem wprowadzamy więcej
lekkości i swobody nie tylko do ruchów przećwiczonych podczas lekcji, ale i do
nowych, stających przed nami wyzwań. Przy czym nie ogranicza się to do aktywności
fizycznych, bo dotyczy całości psychofizycznej organizmu.
Wyraźnie opisuje to przykład korzystającej z lekcji Techniki Alexandra młodej kobiety,
Ewy, zmagającej się z silnymi bólami kręgosłupa związanymi z rodzajem
wykonywanej pracy i odpowiedzialnością zajmowanego stanowiska. W toku serii
lekcji Ewa nauczyła się zauważać narastające napięcia i stosując kolejne zasady
„zaniechania” nawykowych reakcji i wprowadzania odpowiednich kierunków
mentalnych, przywracać odpowiednią pracę pleców. Pozostał jednak problem
niewygody i zmęczenia podczas dłuższych służbowych lotów. Narzekała, że nie
potrafi nawet na chwilę zdrzemnąć się w samolocie, co przy dłuższych lotach bardzo
utrudniało jej powrót do dobrej formy po przylocie na miejsce. Ustaliłyśmy, że
w trakcie podróży będzie wprowadzała kolejno wszystkie poznane dotąd zasady
Techniki Alexandra, mając na celu już nie tyle unikanie bólu, ale rozluźnienie i relaks
podczas lotu, aby choć częściowo zrekompensować brak snu i zmęczenie. Już
pierwsza próba przyniosła zadziwiający efekt. Powrót do swobody i rozluźnienia
w fotelu lotniczym spowodował, że zasnęła na ponad 3 godziny.
Najciekawsze były jednak wnioski, do których doszła Ewa w toku kolejnych delegacji.
Zauważyła, że już samo czekanie w hali odlotów na lotnisku wprowadzało ją w stan
wysokiego poziomu napięcia. Było to zastanawiające, ponieważ część zrozumiałego
podekscytowania zdawaniem bagażu i kolejnymi kontrolami miała już za sobą.
Uświadomiła sobie wtedy, że swoim podwyższonym stanem gotowości
podświadomie przygotowywała się na możliwe turbulencje, a jednocześnie wspierała
mobilizację pilota i jego załogi. Stwierdziła, że jest to usiłowanie kontrolowania osób
i sytuacji, na które nie ma wpływu, więc może lepiej byłoby zająć się tym, na co ma
wpływ, jak poziom napięcia własnego ciała.
Sytuacja ta pokazuje jak istotną rolę odgrywa wprowadzanie trochę większej dozy
świadomości pomiędzy bodźcem do działania, a naszą reakcją. To przestrzeń,
w której jest miejsce zarówno na decyzję, czy postąpić tak, jak do tej pory, czy zmienić
reakcję. Ale też czas na uświadomienie sobie, skąd bierze się podświadomy przymus
wprowadzania nadmiernego napięcia do pewnych działań.
Sama umiejętność rozluźniania się nie wystarczy, by zapobiec zbytniemu spięciu
całego ciała w toku intensywnego dnia w pracy. Ważne jest doświadczenie,
że potrafię z zaangażowaniem wykonywać różne czynności, pozostając swobodna
i elastyczna. Bardzo przydaje się też umiejętność mentalnego „zatrzymania się”
kiedy chęć sprostania ważnym zawodowym zadaniom, wyzwala niepotrzebne reakcje
stresu. Przecież możemy kontynuować swoją pracę z niezbędną, ale wystarczającą
do tego energią.
Niektórzy z nas mają takie doświadczenia. Mówią o tym artyści, wspominając
występy, kiedy zdając się na intuicję, trochę jak w transie, pozwalali, aby muzyka
przez nich grała, aria cudownie wybrzmiewała, a grana postać sama wyrażała
najbardziej skomplikowane uczucia.
Dzięki pracy z Techniką Alexandra możemy wrócić do tego rodzaju doznań, które
niektórzy z nas pamiętają z dzieciństwa, kiedy samo „się biegało”, „się stało”, „się
skakało”, jakby organizm płynąc za naszymi intencjami po prostu je
realizował... Wszystkim nam życzę, takiego stanu psychofizycznego, kiedy to „SIĘ„
ucieleśnia nasze myśli i zamiary, a my mamy poczucie, że to, czego chcemy, samo
SIĘ realizuje...
Magdalena Kędzior www.technika-alexandra.pl
Comments